Działalność Braci Zygmunta I Stefana Piechockich
W Lęborku w latach 1947-1953
Wytwórnia wyrobów podróżnych i skórzanych, założona przez braci Zygmunta i Stefana Piechockich w Sosnowcu, została przeniesiona do Lęborka w 1947 roku. Fakt ten potwierdza Protokół zabezpieczenia – przejęcia Okręgowego Urzędu Likwidacyjnego w Gdańsku. W skład przejętego mienia wchodziły: dwie hale fabryczne (9x25m, 15,60x25m), piętrowy budynek biurowy łączący hale, kotłownia i stolarnia. ( załącznik nr.1) Obiekty były zdewastowane: cieknące dachy, powybijane szyby w oknach, zniszczone drzwi i podłogi. Starostwo Powiatowe w Lęborku potwierdziło, że mienie przy ul .Bolesława Krzywoustego Nr.4 było w stanie ruiny. Do stanu używalności obiekt został doprowadzony przez nowych właścicieli kosztem przeszło dwóch milionów złotych, co było potwierdzone na podstawie przedłożonych rachunków.
Lęborski referat Przemysłu i Handlu wystawił zaświadczenie (załącznik nr.2), że firma Bracia Z.S. Piechoccy przywiozła do Lęborka kompletne urządzenia Wytwórni Wyrobów Skórzanych i Podróżnych. Stwierdzono ponadto, że zakład zatrudnia 50 pracowników, przyczyniając się w znacznym stopniu do ożywienia życia gospodarczego w powiecie lęborskim.
W związku z wnioskiem Gdańskiej Dyrekcji Lasów Państwowych o przejęcie Wytwórni Wyrobów Skórzanych Braci ZS Piechockich po wyremontowaniu (załączniki nr.3, 3bis i 4), Izba Przemysłowo-Handlowa w Gdyni dnia 9 lutego 1948 roku stwierdziła, że obiekt sporu został prawnie przekazany firmie Braci ZS Piechockich przez O.U.L . w porozumieniu z Referatem Przemysłowym Starostwa Powiatowego w Lęborku . Sporządzony został przytoczony wyżej protokół zdawczo-odbiorczy.
IP-H w Gdyni stwierdziła , że Spółka Braci ZS Piechockich pracuje na wysokich obrotach i osiągnęła w roku 1947 (od 1.09 do 31.12) kwotę 7 572 500. Urząd Wojewódzki w Gdańsku 17 lutego 1948 roku rozwiązał konflikt z Dyrekcją Lasów Państwowych. (załącznik nr.5).
Zaprezentowane powyżej informacje zostały opracowane na podstawie materiałów archiwalnych, udostępnionych autorowi przez Tomasza Bronk Naczelnika Wydziału Organizacyjnego , z upoważnienia Burmistrza (załącznik nr.0).
Uwarunkowania prawne pozwoliły na zaistnienie Firmy Braci ZS Piechockich w nowej siedzibie w Lęborku.
Przeprowadzka części pracowników oraz przemieszczenie maszyn i urządzeń z Sosnowca do Lęborka odbyły się w dwóch etapach w czerwcu 1947 roku. Podróż odbywała się pociągiem. Dla pracowników zostały zarezerwowane w Urzędzie Powiatowym w Lęborku mieszkania na ul. Wandy Wasilewskiej, opuszczone przez Niemców lub autochtonów. Pierwsza grupa pracowników bardzo szybko zainstalowała maszyny, podczas gdy pozostawiona część Firmy w Sosnowcu kończyła wcześniejsze zamówienia. Tak więc przeniesienie Wytwórni odbyło się w zasadzie bez przerywania produkcji. Nad przygotowaniem maszyn do produkcji czuwał doskonały mechanik z Sosnowca, który przeprowadził się z rodziną do Lęborka. Pan Piekarczyk znał te maszyny od początku istnienia Firmy czyli od 1935 roku. Reanimował je po zakończeniu wojny w 1945 roku, nadzorując ich transport z Kędzierzyna-Koźla, dokąd wywiezione zostały przez okupanta z Sosnowca na miesiąc przed końcem wojny. Na podstawie informacji uzyskanych od Zygmunta Piechockiego, ojca autora, można było stwierdzić, że stan ilościowy się zgadzał i stan techniczny nie budził większych zastrzeżeń. Maszyny w czasie okupacji pracowały w Sosnowcu na ulicy Warszawskiej pod nadzorem byłego pracownika, Ślązaka pełniącego w wytwórni funkcję träuchendera. Trzeba przyznać, że to właśnie tenże pracownik poinformował właściciela o miejscu wywiezienia urządzeń do Kędzierzyna-Koźla. Po uruchomieniu działalności w Lęborku, pilną potrzebą stał się zakup samochodu ciężarowego, który kupiono w Zakładach Naprawczych Taboru Samochodowego w Solcu Kujawskim. Był to Ford wojskowy ściągnięty z pól bitewnych przez pana inż. Witolda Richtera do remontu kapitalnego. Po przywiezieniu ciężarówki do Lęborka podjęto decyzję o przedłużeniu jego powierzchni ładunkowej (paki) o 1,2 metra. Uzasadnione to było koniecznością transportu ładunków przestrzennych, które stanowiły produkty w formie wielowymiarowych walizek. Zakład pracował na jedną zmianę od godziny siódmej do piętnastej. Na uzbrojenie techniczne składało się trzysta urządzeń opisanych kolejno numerami farbą na ich korpusach. Na tę ilość składały się następujące grupy maszyn i urządzeń:
- Stolarskie: piła stołowa, piła taśmowa, heblarka, grubościówka, frezarka i czopiarka,
- Krajalnia: nożyce stołowe (tzw. gilotyna), bigownice, wycinarki i wytłaczarki do małych elementów z fibry lub skóry, noże specjalistyczne do krojenia ręcznego, nożyczki ręczne różnej wielkości,
- Klejarnia: dwie taśmy wielowałkowe szerokości 100 centymetrów z możliwością grzania, nanoszenia kleju z podajnikami (górny-dolny), oraz ostatecznego sklejania z regulowanym naciskiem wałków,
- Szwalnia: sześć sztuk dublerek ProtosKantenNechtMashinen szyjących na płasko lub po zmianie oprzyrządowania do kantu. Maszyny te Zygmunt kupił przed wojną we Frankfurcie nad Menem u producenta i przemieszczane były wraz z firmą aż do Lęborka. Do tej grupy zaliczały się maszyny rymarskie ciężkie: płaskie, rękawowe i słupowe. Ponadto w szwalni znajdowały się maszyny lżejsze: rękawowe i płaskie.
- Wykańczalnia i montaż: nitownice mechaniczne (nity dwuszpicowe) do zakładania zamków i zawiasów w walizkach, nitowanie ręczne ozdobnych ochraniaczy drewnianych oraz narożników metalowych lub fibrowych . Kontrola ostateczna , której celem było „ dobieranie” kluczyków do zamków w walizkach.
Na asortyment wyrobów składały się następujące pozycje: walizki: skórzane, fibrowe, tekturowe, tekturowe lakierowane czarne, piknikowe cztero lub sześcioosobowe, bogato wyposażone w : sztućce, talerze głębokie, płytkie, kubki i pojemniki na żywność, wszystkie elementy wyposażenia były znaczone napisem: b-cia Z.S. Piechoccy, kufry podróżne różnej wielkości, opcjonalnie leżące lub stojące, hełmy górnicze tłoczone z fibry z uchwytem na karbidówkę i wyściółką z pasków skórzanych.
Stosunki z pracownikami układały się bardzo dobrze. Na ich życzenie systemem gospodarczym dorobiono w Fordzie dwa rzędy siedzeń z rurek i brezentu namiotowego, Celem tego działania było umożliwienie wspólnych wyjazdów z pracownikami i ich rodzinami do lasu, nad jezioro Krępiechowskie lub Osowskie na grzyby czy też ryby. Zdarzało się, że samochód wykonywał dwa cykle przewozu chętnych. I tak samochód fabryczny służył w dni powszednie działalności firmy a w niedziele wspólnym wyjazdom pracowników i właścicieli. Dla autora lata spędzone w Lęborku są postrzegane jako najlepszy okres dzieciństwa. Wzajemną życzliwość właścicieli i pracowników można było zaobserwować na każdym kroku. Dotyczyło to również synów właścicieli, Macieja starszego od kuzyna Adama o piętnaście minut,( urodzeni 26 sierpnia 1943 roku) biegających po fabryce .
Bracia Z .S. Piechoccy mieli pełen portfel zamówień na swoje produkty, które zawierali uczestnicząc w istotnych dla okresu powojennego Targach takich jak: Pomorska Wystawa Przemysłu, Rzemiosła i Handlu z okazji 600-lecia Miasta Bydgoszczy w 1946 roku (załącznik nr 7), oraz Wystawa Ziem Odzyskanych we Wrocławiu w 1948 roku. Należy nadmienić, że zawierane umowy miały charakter długoterminowy. Zamówienia zawarte podczas Wystawy w Bydgoszczy realizowane były w Sosnowcu jak i w Lęborku. Zamówień zawartych we Wrocławiu Bracia Z.S. Piechoccy nie zdążyli zrealizować w całości przed upaństwowieniem, kiedy zostały przejęte przez Lęborskie Zakłady Przemysłu Terenowego ale o tym później.
W tym miejscu należy podkreślić rolę najbliższych współpracowników właścicieli w sprawnym działaniu wytwórni w Lęborku. Do najważniejszych pracowników zaliczali się: Tadeusz Klimaszewski ( teść Zygmunta), który pełnił funkcję Głównego Księgowego. Prowadzenie tego działu było w pełni profesjonalne i bezpieczne, czego dowodem był brak jakichkolwiek konfliktów z Wydziałem Finansowym Urzędu Miejskiego. Trzeba nadmienić, że dziadek autora konsultował się w sprawach zawodowych z firmą Druki Akcydensowe i Zakładanie Księgowości z Gdyni. Jednym z współwłaścicieli firmy był profesor Władysław Nowaczek, który w późniejszym czasie piastował stanowisko prorektora Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie i kierował tam katedrą Rachunkowości. Wiele lat później w 1976 roku Profesor recenzował rozprawę doktorską autora. Jaki ten świat mały.
Po przeprowadzce do Lęborka właściciele namówili najstarszego brata Januarego Kazimierza do powrotu do ojczyzny z Wielkiej Brytanii. Stryj Kazimierz jako absolwent Warszawskiej Szkoły Technicznej im. Wawelberga był przygotowany do sprawowania nadzoru technicznego w spółce Braci Z.S. Piechoccy. Należy dodać, że po wojnie absolwentom „Wawelberga” przyznano urzędowo tytuł inżyniera mechanika. Po dwóch latach doskonałej współpracy stryj postanowi wrócić do rodzinnej Częstochowy, gdzie objął stanowisko inżyniera technicznego w Przędzalni „Warta”. Funkcję serwisową maszyn i urządzeń technicznych sprawował pan L. Piekarczyk. Był on starym znajomym Zygmunta i Stefana z czasów „Sosnowieckich” zarówno przed jak i po wojnie. Trzeba przypomnieć, że pan Piekarczyk uruchamiał po wojnie maszyny i urządzenia odzyskane z Kędzierzyna-Koźla, dokąd były wywiezione przez Niemców na krótko przed końcem wojny. Jak już wcześniej wspomniano, państwo Piekarczykowie przenieśli się wraz z fabryką z Sosnowca do Lęborka. Autor jako kilkuletnie dziecko miał niejednokrotnie okazję podziwiać wysoki poziom umiejętności i zaradności pana Piekarczyka. W trakcie eksploatacji maszyn w miarę potrzeb wymieniane były zużyte części na nowe, a w przypadku braku możliwości ich nabycia, pan Piekarczyk precyzyjnie je dorabiał. Polegało to na tym, że wykonywano zastępczy element ze stali, a następnie poddawano go hartowaniu, którego jakość sprawdzano na podstawie dźwięku oraz pilnika. Następnym cenionym pracownikiem był Alojzy Kreft, który dostał się do pracy w spółce dzięki rekomendacji ojca, listonosza z Lęborka. Pan Alojzy wrócił do Lęborka po wojnie po przebyciu szlaku bojowego w armii Generała Andersa, pełniąc funkcję logistyka wojskowego. Miał na swoim koncie między innymi udział w bitwie pod Monte Casino. Z perspektywy czasu autor ocenia bardzo wysoko umiejętności logistyczne, controllingowe i finansowe pracownika. Współpracując blisko z Zygmuntem Piechockim opanował on do perfekcji umiejętność zamawiania poszczególnych składników produktów, na które były złożone zamówienia. Intuicyjnie stosował metodę just in time, do której naukowe opracowania zostały dokonane znacznie później. Orientacyjna liczba elementów do produkcji oscylowała w granicach 600 sztuk. Pan Kreft był mistrzem sztuki magazynowej, potrafił określić zapasy minimalne i składał zamówienia z wyprzedzeniem dwutygodniowym, z uwzględnieniem planów produkcji. Czynności te realizował w okresie „przedkomputerowym” z wykorzystaniem kartotek magazynowych z zaznaczonym na czerwono stanem zapasu minimalnego. Nie sposób pominąć osoby kierowcy, pana Zyberta, który oprócz swoich zawodowych obowiązków dodatkowo woził właścicieli i pracowników z rodzinami nad jeziora, oraz w roku szkolnym przewoził dzieci pracowników, które nie miały innego dojazdu do szkoły. Zygmunt i Stefan organizowali wypoczynek letni dla własnych rodzin między innymi w okolicy Maszewa w gospodarstwie państwa Szymańskich, które składało się z zabudowań mieszkalnych, gospodarskich, sadu, prywatnego jeziora rybnego, pastwiska, pól uprawnych i lasów. Zakładaliśmy tam obóz wyposażony w kilka namiotów i dodatkowo piec ziemny, służący do przygotowywania posiłków. Stryj Stefan wędkował, a tata autora polował. U państwa Szymańskich zaopatrywaliśmy się w wielkie bochenki chleba, pieczone raz w tygodniu, przez panią Basię Szymańską, a także mleko, masło, maślankę i jaja, oraz ryby odławiane przez gospodarza siecią. Zanim Zygmunt zaczął polować, wstąpił do koła łowieckiego z poręczenia pana Osinkowskiego, dyrektora Fabryki beczek nazywanej potocznie beczkarnią w Lęborku. W trakcie pierwszego spotkania państwa Osinkowskich u Zygmunta i Krystyny Piechockich okazało się że panie są koleżankami szkolnymi. Obie były absolwentkami Szkoły Handlowej w Olkuszu. W okresie wakacyjnym jeździliśmy na wycieczki nad morze i odbywaliśmy rejsy Bałtyckie na Hel, do Władysławowa i Pucka. Oprócz tych atrakcji wakacyjnych, rodziny właścicieli organizowały niedzielne wypady pociągiem do Łeby do kościoła, na plażę, do wyrzutni V-1 i V-2, oraz do tzw. Domu Goeringa .
Tak się z grubsza kręciło życie w Fabryce do 26 sierpnia 1950 roku. Wtedy właśnie do wytwórni wkroczyło czterech panów w „czarnych ceratach”, którzy oznajmili Zygmuntowi Piechockiemu (pod nieobecność brata Stefana), że przestał być właścicielem Firmy. Niespodziewana kontrola była bardzo uciążliwa i trwała trzy dni. Ostatniego dnia zespół kontrolny Urzędu Bezpieczeństwa przeszedł do ostatniego wydziału czyli wykańczalni i po krótkim czasie wyszedł pełen radości z informacją że znaleźli podstawę do przejęcia. Były to kluczyki na które nie było osobnego dokumentu zakupu do zamków do walizek. Nie pomogły wyjaśnienia, że kluczyki stanowiły element zamków, kupowane razem i w komplecie fakturowane. Zakład został przejęty bez remanentu z wyrobami gotowymi, półfabrykatami, surowcami i urządzeniami technicznymi oraz z aktualnym stanem konta bankowego. Właścicieli okradziono z majątku, powszechnego szacunku z tytułu stworzenia sześćdziesięciu miejsc pracy w powojennym Lęborku. Dzieci właścicieli zostały odarte ze szczęśliwego dzieciństwa. Wszyscy członkowie rodziny zostali zwolnieni z pracy. W kilka dni po zwolnieniu Zygmunt Piechocki został wezwany do UBE w Lęborku, gdzie wręczono mu nakaz natychmiastowego objęcia stanowiska szefa produkcji. Okres ten był dla niego bardzo trudny. Dodatkowo nastała ciężka zima z dużymi opadami i potężnymi mrozami. Z okazji imienin jednego z pracowników w styczniu 1951 roku odbyło się w Fabryce po pracy świętowanie przy stole do klejenia produkcyjnego. Parówki i wino podgrzewano na maszynkach elektrycznych spiralnych. Po zakończeniu krótkiej uroczystości imieninowej zostawiono niewyłączone maszynki, które spowodowały żarzenie się drewnianego stołu. W budynku biurowym mieszkał tow. dyrektor przejętego Zakładu oraz Sekretarz Partii. Bardzo wcześnie rano przechodzień zauważył wydobywający się z wentylatorów hali dym. Obudził dyrekcję, która powiadomiła UBE. Urząd ten nie pozwolił zawiadamiać Straży Pożarnej bez zgody lęborskiego komitetu Partii. Inny przechodzień widząc kłęby dymu zawiadomił Straż Pożarną, która przyjechała niezwłocznie. Do wkroczenia strażaków z holu budynku administracyjnego do hali nie dopuścił tow. dyrektor motywując swój zakaz brakiem zgody komitetu miejskiego PZPR, który z powodu bardzo wczesnej pory był nieczynny. Strażacy nie dali za wygraną i nie chcąc stać bezczynnie obok palącej się hali wybili kilka pancernych szyb w oknach i rozpoczęli akcję gaszenia pożaru z dodatkowo przybyłymi dwiema jednostkami straży. Pożar został ugaszony do godziny siódmej rano. Straty były dotkliwe pomimo uratowania drewnianego dachu krytego papą. Bardzo ucierpiały maszyny i urządzenia, którym rozhartowały się niektóre części , oraz kompletnie została zniszczona produkcja w toku. Stefan Piechocki, który tę noc spędził w domu miał alibi potwierdzone przez znajomego z Gdyni , który go odwiedził. Tej nocy Zygmunt Piechocki polował z wspominanym wcześniej przyjacielem panem Osinkowskim w podlęborskim leśnictwie, co zostało wcześniej zgłoszone u leśniczego. Konieczność zgłoszenia polowań indywidualnych wynikała z przepisów PZŁ. W trakcie polowania panowie natknęli się na dwóch uzbrojonych mężczyzn, którzy jak się okazało nie zgłosili leśniczemu swojej obecności w nocy w lesie . Panowie Piechocki i Osinkowski zareagowali bardzo spokojnie wiedząc, że mogą to być albo kłusownicy albo „towarzysze” i zaproponowali ,że przemieszczą się w inny rejon. Napotkani nie przystali na propozycję i sami przeszli w inny sektor lasu. Po powrocie w nocy z polowania ojciec autora przespał poranny wyjazd do pracy i z opóźnieniem wyruszył do fabryki. Zbliżając się do firmy na ul. Bolesława Krzywoustego zauważył trzy wozy Straży Pożarnej i śnieg na dachu mniejszej hali oraz budynku biurowego. Dwa dni później Zygmunt Piechocki dostał wezwanie do sądu w Gdańsku na przesłuchanie w sprawie pożaru. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że jeden z sędziów składu był jednym z myśliwych spotkanych w lesie w noc pożaru co w trakcie przesłuchania sędzia potwierdził. Po pożarze i rozprawie został zwolniony z funkcji szefa produkcji.
Zygmunt Piechocki nie załamał się z powodu opisanych zdarzeń i w krótkim czasie starał się znaleźć nowe rozwiązania na życie. W Lęborku pracował w kilku miejscach na etacie, następnie razem z żoną wykonywali pracę chałupniczą ( Zygmunt toczył elementy drewniane do klamer do włosów, natomiast żona Krystyna zakupiła okrągłą maszynę dziewiarską, na której wytwarzała skarpetki, podkolanówki i pończochy ,które razem farbowali i fasonowali na drewnianych modelach).
Po trzech latach poszukiwań najlepszego rozwiązania na utrzymanie rodziny. W roku 1954 rodzina Zygmunta i Krystyny przeniosła się do Bydgoszczy.