Po wojsku w 1976 r. zatrudniłem się jako kierowca ZKM w Lęborku. Przy tak wielogodzinnej siedzącej pracy potrzebowałem ruchu, postanowiłem więc zostać sędzią piłkarskim. Po odpowiednich egzaminach w Słupsku, 9 kwietnia 1981 roku zapisano mnie na listę sędziów Związku Piłki Nożnej. Otrzymałem legitymację z nr 7/81.
Moimi nauczycielami byli sędziowie – p. Ryszard Górny i p. Zygmunt Zborowski, który pracował w PKP Lębork, w parowozowni. Najczęściej tam chodziłem, bo pan Zborowski pomagał mi na początku wypełniać sprawozdania pomeczowe.
Mój pierwszy mecz, jeszcze w kwietniu, odbył się w Słupsku na Zielonej. Miele zaskoczony byłem, gdy po tym meczu zapłacili mi 70 zł wynagrodzenia za sędziowanie, dotąd myślałem, że pracuję społecznie.
Na mój drugi mecz, tym razem w Kępicach, pojechałem tydzień później. Pojechałem tam moim motocyklem SHL, 80 km w jedną stronę. Myślałem , że jadę na linię, ale na miejscu okazało się, że jestem sam. Grali juniorzy Gryf słupski z garbarnią Kępice. To był mój pierwszy samodzielny mecz. Gwizdek pożyczył mi trener Gryfa Słupsk.
Żona uszyła mi spodenki, do czarnej koszuli przyszyła biały kołnierzyk i tak miałem swój pierwszy strój sędziowski. Po pół roku sędziowania otrzymałem w nagrodę od PZPN oryginalny strój. Służył mi bardzo długo, ale następne już musiałem kupować sobie sam.
Sędziowałem 30 lat.( byliśmy wtedy w województwie słupskim). Żona Mirosława z trójką moich synów mało kiedy w soboty, niedziele, a nawet w środy widywała mnie w dzień w domu. ponieważ cały czas pracowałem zawodowo, prosiłem o mecze blisko Lęborka. Zdarzało się, że załatwiałem z kolegami zastępstwo za kierownicą. Wyskakiwałem na trzy godziny i wracałem za kółko.
Po odejściu moich nauczycieli na sędziowskie emerytury dłuższy czas byłem jedynym sędzią w Lęborku, ale tu mogłem sędziować jedynie sparingi Pogoni przed sezonem lub mecze dzieciaków Sędziowałem będąc głównym Bytów, Słupsk, Miastko, Człuchów i we wszystkich gminach, gdzie były drużyny.
W latach 90.pojechałem raz sędziować do Potęgowa. Na miejscu okazało się, że jest to turniej żeńskich drużyn. Boisko dla nich było mniejsze, mecze trwały 2 x 30 min. a ja, jako sędzia główny poprowadziłem wojewódzki turniej kobiet, o Puchar Pomorza.
Gdy w roku 1984 był słynny zjazd caravaningu w Łebie, sędziowałem tam na boisku przy Brzozowej mecz towarzyski Polska – Niemcy. Wymyślono taki turniej, w którym drużyny piłkarskie tworzyli „karawaniarze” reprezentujący państwa, które uczestniczyły w zlocie. Zbieranina z jednej i z drugiej strony. Trwały mecze, było dużo emocji, aż doszło do meczu Polska – Niemcy. Sąsiedzi zza Odry byli naprawdę dobrzy więc oczywiście nasi bardzo szybko zaczęli przegrywać. Do przerwy było 4 :1. Zawodnicy wymieniali się to po jednej, to po drugiej stronie- nie było ograniczeń, wszak to miała być zabawa. W pewnym momencie Polacy zaczęli strzelać gole, jedne po drugim. Wygraliśmy 6 do 4. A skąd ten cud ? Otóż w tym czasie w Łebie na zgrupowaniu była drużyna Stali Mielec. Początkowo tylko kibicowali turystom, ale uznali, że konieczne jest wsparcie naszych. Stopniowo wymieniani byli na boisku z turystami, aż grała prawie cała drużyna! Niemcy „ gryźli trawę z wściekłości” ! Za bardzo tym nie chwaliliśmy się….
Prowadziłem też mecze na Kaszubach, w Przodkowie czy w Luzinie. Sam jestem Kaszubą urodzonym w Mirachowie koło Kartuz, znam język kaszubski. Gdy zawodnik krzyknął do kolegi: Lun, kopij do mnie bal (Leon, podaj piłkę), było mi lekko na sercu. Byłem wśród swoich !
Któregoś dnia miałem zawody w Maszewie, moim sędzią bocznym był późniejszy wojewoda słupski Andrzej Szczepański. Przywiozłem tam żonę z synami. Moja żona zabrała ze sobą maszynką gazową i ugotowała obiad, bym w przerwie mógł zjeść. W tych zawodach miałem wyjątkowo długą „przerwę obiadową” całe 40 minut, ponieważ zawodnik z Maszewa niefortunnym ślizgiem złamał nogę swojemu koledze z drużyny. Zanim przyjechało pogotowie, zjadłem obiad, pan doktor Zbrożek z Lęborka zabrał zawodnika do szpitala a ja dokończyłem zawody.
Sędziowałem mecz, kiedy lęborscy samorządowcy ( wtedy burmistrzem miasta był Jan Przychoda ) zaprosili do nas polityków z Gdańska. Kapitanem drużyny TVP Gdańsk był Donald Tusk, wówczas wicemarszałek senatu.
W latach 90. jako jedyny sędzia gwizdałem turnieje na tak zwanej „mączce” na stadionie Mechanika. Organizatorami zawodów byli p. Ryszard Rozwadowski – prowadził drużynę nauczycieli Mechanika – oraz Zbyszek Nastały, niezastąpiony sędzia stolikowy, który prowadził grafiki zawodów i tabele pomeczowe. Mecze były nadzwyczaj zacięte, miałem dużo pracy, były emocje, kartki dawałem żółte a nawet czerwone. Po którymś turnieju na tym boisku wychodzę w stroju sędziowskim, bo dokumenty i ubranie miałem w samochodzie, a samochód ukradziony. Po dwóch miesiącach otrzymałem telefon z gdańskiej policji: złodziej miał i moje dokumenty i mój samochód Tak odzyskałem auto w Chełmie Pomorskim, gdzie byłem w wojsku pół roku na szkółce.
W 2000 roku dostałem od PZPN puchar za sędziowanie na 1000 meczach. Oficjalnie przez te 30 lat przegwizdałem 1091 meczy – kiedyś chciałem przeliczyć to na godziny i kilometry przebiegane po boiskach.…A tu trzeba dodać, że w tych 1091 meczach nie ma policzonych turniejów halowych i tych na mączce w Mechaniku, ani sparingów przed sezonem, ani tych z dzieciakami.
Przez trzy lata sędziował ze mną syn Rafał. Najpierw był zawodnikiem, sędziowania uczył się przy mnie. Któregoś dnia obaj sędziowaliśmy w miejscowości Kołczygłowy. Tuż przy boisku był cmentarz, akurat szedł pogrzeb. Na czas wejścia na cmentarz przerwałem zawody, by uszanować zmarłego i rodzinę. Uważałem, że tak trzeba było.
Przygodę z piłką nożną zakończyłem 21 marca 2011 roku - ze względu na zdrowie. Po drodze wyszkoliłem wielu młodych sędziów, przekazując im m.inn. moje bogate, 30-letnie doświadczenie. Ostatnia moja sędziowska legitymacja nosiła numer 11/276.