Tytuł: Józef Dzida
Liczebność zbioru: 9
Okres: 1960
Miejsce zdarzenia: Lębork
Miejsce wytworzenia: Lębork
Rodzaj: Obraz, Tekst
Umieszczone w OSA: NIE

 

1960 Józio ze swoja siostrą Rok 1960, maj.Józef Dzida z uratowanym spod kół pociągu  dwuletnim Józiem1960, prasowy wywiad z mamą małego Józia

 

 

                                                                      Wspomnienia o bohaterze który uratował dziecko spod kół pociągu                                                                 

 Józef Dzida urodził się w 1928 roku w Giełczewie (pow.Krasnystaw) w rodzinie chłopskiej. Podczas okupacji /od 1943r./ działał w Batalionach Chłopskich w powiecie Krasnystaw jako łącznik dowódcy oddziału pod pseudonimem „Hebel”. Po wojnie w 1946 roku w ramach programu zasiedlania Ziem Odzyskanych, wraz z rodzicami, na których był utrzymaniu, przybył na teren powiatu  lęborskiego i razem zamieszkali w Oblewicach. Następnie rozpoczął kontynuację przerwanej przed wojną nauki w Gimnazjum Rolniczo-Hodowlanym w Osmolicach /1946-1948/, a następnie w Liceum Chemiczno-Spożywczym w Inowrocławiu. Po jego ukończeniu w zawodzie technik-chemik otrzymał nakaz pracy w Centralnym Instytucie Standaryzacji Żywności w Gdyni a następnie przeniesiony do pracy w Zakładach Mięsnych w Gdańsku. W roku 1952 zawarł związek małżeński po czym z żoną Reginą zamieszkał w Tawęcinie. Do 1957 roku pracował w Wydziale Rolnictwa Powiatowej Rady Narodowej w Lęborku.

            Od dnia 10 kwietnia 1957 r. rozpoczął służbę w Milicji Obywatelskiej. Po przeszkoleniu podoficerskim w Gdańsku w stopniu kaprala rozpoczął służbę w Referacie Dzielnicowych Komendy Powiatowej MO w Lęborku. Do służby dojeżdżał codziennie pociągiem z Tawęcina do Lęborka.

             W dniu 17maja 1960 r. o godz. 8.40 stanął twarzą w twarz ze śmiercią... Oczekiwał na peronie przystanku w Tawęcinie, gdzie stało też kilkanaście osób. O tej porze ruch był mały, wszyscy śpieszący się do pracy wyjeżdżali wcześniej. Kapral MO Józef Dzida wyjątkowo nie pojechał rano do Lęborka, gdzie pracował w Komendzie Powiatowej MO. Otrzymał inne zadanie służbowe. Ubrany po cywilnemu miał udać się w kierunku Choczewa. Już nadjeżdżał pociąg, zagwizdał ostrzegawczo na zakręcie i z dość dużą szybkością wpadł na skraj peronu. Wtedy stało się. Ktoś krzyknął: Dziecko na torze! Krzyknął, ale nie skoczył na pomoc. Malutki, dwuletni chłopczyk stał na środku toru, nie dostrzegając niebezpieczeństwa. Dzida odwrócił się. Lokomotywa  była już kilkanaście metrów od dziecka. Nie zawahał się, skoczył na tory. Biegł naprzeciw pędzącemu parowozowi. Chłopczyk przysiadł na torze. Patrzył na biegnącego mężczyznę i nic nie rozumiał. Uśmiechał się nawet. Ludzie zamarli z przerażenia. Dzida dopadł dzieciaka uchwycił go jedną ręką, przycisnął pod pachą. Na ucieczkę z torów było już za późno. Lokomotywa urosła przed nimi do monstrualnych rozmiarów. Wówczas Dzida rzucił się twarzą na tory, nie wypuszczając spod ramienia dzieciaka.  Lokomotywa przeleciała nad nimi i dopiero wagon zaczepił leżących, wlokąc ich kilkanaście metrów po podkładach. Pan Dzida jednak nie wypuścił dziecka. W tym momencie patrzący na to ze zgrozą ludzie na przystanku, stracili go z oczu.

            Bohaterski milicjant ocalał, jednak został mocno poturbowany, natomiast dwuletni chłopczyk Józio Mularczyk wyszedł z wypadku bez najmniejszego szwanku. Dzidę zabrano do szpitala. Stan jego zdrowia nie był niebezpieczny, lecz z powodu dużego upływu krwi organizm jego był mocno osłabiony, jednak powoli wracał do zdrowia.

            Bohaterski czyn Józefa Dzidy zyskał mu powszechne uznanie społeczeństwa, przełożonych i dozgonną wdzięczność matki uratowanego dziecka Marii Mularczyk. Wśród licznych delegacji odwiedzających go w lęborskim szpitalu znaleźli się przedstawiciele różnych instytucji. Setki wiązanek kwiatów, dziesiątki drobnych upominków, tysiące listów, pierwszy w Polsce przyznany przez Radę Państwa medal „Za ofiarność i odwagę”, złote odznaki TPD, PCK, artykuły w prasie polskiej i zagranicznej było dowodem sympatii i uznania dla jego czynu. To był mój obowiązek – mówił skromnie kapral Dzida – sam jestem ojcem, mam 6-letniego chłopca i 3-letnią dziewczynkę. Specjalnym rozkazem Komendanta Głównego MO został awansowany do stopnia st. sierżanta.

            Od roku 1961 wraz z żoną i dziećmi zamieszkał w Lęborku. W roku 1983 w stopniu porucznika MO przeszedł na emeryturę, gdzie mógł realizować swoją pasję w dziedzinie pszczelarstwa. Za swoje czyny i osiągnięcia w pracy został też odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz wieloma odznaczeniami resortowymi. Jego postawa jest godna naśladowania i upamiętnienia.Zmarł w 2004 roku