Tytuł: Mieszkańcy mojej ulicy.Wspomnienia z "Zatorza" z ulicy Aliantów.
Liczebność zbioru: 1
Autor: Wiesław Budkowski
Okres: 1945 - 1965
Twórca: Wiesław Budkowski
Miejsce zdarzenia: Lębork
Miejsce wytworzenia: Lębork
Rodzaj: Obraz, Tekst
Umieszczone w OSA: NIE

 

                                                                             

 

 

                                                                                 Wiesław Budkowski

 

 

 

Mieszkańcy naszej ulicy.

Moje wspomnienia z lęborskiego „Zatorza”, z ulicy Aliantów

 

 Przyjazd

Do Lęborka przywieziono Nas - tj. rodzinę Budkowskich, gdzieś w połowie lip­ca 1946 roku. Jechaliśmy z Gdańska-Oruni i pamiętam, jak siedząc z Ojcem w otwartych drzwiach wagonu towarowego, zobaczyliśmy widoczną w oddali, z prawej strony toru, stojącą na zalesionym wzgórzu budowlę przypominającą zamek. Jak się potem okazało była to wodociągowa wieża ciśnień w parku miejskim. Po odczepie­niu naszego wagonu od składu pociągu, skierowano nas na bocznicę towarową tuż przy dwóch wiaduktach kolejowych. Widać stamtąd było budynki przy obecnej ulicy Wojska Polskiego (budynek przy tartaku, Nadleśnictwo, kompleks szkoły podstawo­wej nr 1 oraz zbiorniki gazowni a także zabudowania, perony, torowiska, parowo­zownię i dwie wieże ciśnień wodociągów kolejowych).

Ojciec zgłosił się do PUR-u (Polski Urząd Repatriacyjny), który mieścił się w kamie­nicach nr 8 i 8a ­- przy obecnej ulicy rtm. Pileckiego (wcześniej Rokossowskie­go, po­tem Jedności Robotniczej). Koczowaliśmy na rampie towarowej, mama goto­wała nam posiłki na prowizorycznej „kuchence”, czyli kilku cegłach, pod którymi pa­lił się ogień, a paliwem były ułamki drewna            i bryłki węgla, które Ojciec zbierał mię­dzy tora­mi przy pobliskiej parowozowni. Po dwóch lub trzech dniach podjechał przy­słany po Nas samochód ciężarowy z pracownikami PUR-u, który po załadowaniu na­szych rze­czy zawiózł Nas na podwórko domu nr 8 lub 8a, gdzie stały rozbite olbrzy­mie, jak mi się wydawało namioty. Złożono w nich nasze rzeczy i tam też spaliśmy razem z Oj­cem pilnując dobytku. Mama z młodszym Bratem Henrykiem, który miał gdzieś oko­ło półtora miesiąca mieszkali w kamienicy. Pobyt nasz w tym miejscu trwał ponad dwa tygodnie - była to tzw. kwarantanna.

Jak wspomniałem, był to lipiec 1946 roku, większość mieszkań i domów w mieście była już zasiedlona lub zajęta przez różne urzędy, a także przez tzw. „sza­browników”, którzy gromadzili w nich meble, krzesła, fotele, pianina, wyposażenie gabinetów np. lekarskich, dentystycznych…

Widziałem to na własne oczy - np. w domkach przy obecnych ulicach Zawiszy Czar­nego, Staszica czy Piotra Skargi. Ojciec w końcu dostał adres, gdzie miało być wolne mieszkanie. Była to ulica Aliantów 6, mieszkania 2. Przewieziono nas tam tym z PUR-u tym samym samochodem ciężarowym. Jedynym meblem, przywiezionym ze Lwowa, jaki mieliśmy było metalowe łóżko (w stylu art-deco) firmy lwowskiej Pro­cek i Syn, które Rosjanie pozwolili nam zabrać, ponieważ Mama była około dwa ty­godnie po trudnym porodzie.

Tak rozpoczęła się historia rodziny Budkowskich związana z ulicą Aliantów.

 

 

 

                                     Zmiany nazw ulicy Aliantów

                                    Z niemieckich planów miasta Lauenburg in Pom. wynika, że:

- przed rokiem 1933 nazywała się Memeler Straße,

- po roku 1933 (po dojściu A. Hitlera do władzy) nazwano ją Präsident Sahn,

- polską nazwę, po marcu 1945 roku, a dokładnie 12 kwietnia 1946 roku Miej­ska Rada Narodowa nadała swoją uchwałą jej nazwę     Aliantów,

- w latach 50-tych, zgodnie z opcją polityczną zmieniono nazwę na Róży Luk­semburg,

- kolejno po roku 1989 przemianowano ją na Mściwoja II.

 

 

 

 Mieszkańcy naszej ulicy

 

Pisząc o ulicy nie można zapomnieć o jej mieszkańcach. Pomyślałem więc, iż warto ocalić ich od zapomnienia i tak powstała lista mieszkańców naszej ulicy, która składała i składa się z dwóch części 

-pierwszej: między ulicą Toruńską a Grudziądzką - była ona niezabudowana, patrząc na południe po lewej stronie był i jest płot dawnej jednostki WOP, obecnie policji, a po prawej były gruzy budynku jednorodzinnego, spalonego przez Rosjan;

- drugiej: między ulicą Grudziądzką a Kościuszki - mieściła ona trzy bloki mieszkalne (dwa dwuklatkowe nr 6 i 7, 9 i 10 oraz jednoklatkowy nr 8) po stronie lewej i dwie kamienice nr 12 i 13 po stronie prawej.

Wszystkie budynki były jednopiętrowe, tylko 13 miała małe mieszkanko stry­chowe.

Bloki mieszkalne od numeru 6 do 10 miały po trzy mieszkania na każdym pię­trze tj. dwa mieszkania dwupokojowe z WC i środkowe jednopokojowe z WC, tak więc pod jednym numerem było sześć mieszkań. Budynek nr 12, gdzie mieściła się piekarnia, miało cztery mieszkania, w tym dwa trzypokojowe, jedno dwupokojowe i niewielkie jednopokojowe mieszkanko nad piekarnią. Tzw. 13 miała cztery mieszka­nia dwupokojowe z WC na półpiętrze oraz jednopokojowe mieszkanko strychowe.

Mieszkania te zajmowali, począwszy od bloku 6 i 7:

a) w klatce nr 6

na parterze:

- w mieszkaniu nr 1 mieszkał pan Muzeja z żoną i dwoma synami Czesławem i chyba Mirkiem oraz sublokator pan Bolesław Dalecki, który z żoną spotkał się dopiero po tzw. uzupełniającej repatriacji po 1958 roku i po wyprowadzeniu się Muzejów mieszkali oni dalej w tym lokalu;

- mieszkanie nr 2 należało do nas od lipca do października 1946 roku, ponieważ później wyprowadziliśmy się do mieszkania nr 4 w budynku nr 13 na tej samej ulicy; po nas lokal zajęła pani Dawidowska z synem Gerardem, późniejszym piłkarzem klubu Kolejarz a następnie Wisły Płock

-mieszkanie nr 3 zajmowały kolejno wielodzietne rodziny Śledź, a po nich Wal­kusz.

 

Na pierwszym piętrze:

- w mieszkaniu nr 4, mieszkali państwo Slowikowscy (autochtoni), on kolejarz, ona gospodyni domowa mięli dzieci – pamiętam najstarszego Helmuta, które­go nazywaliśmy Felkiem, Józka i siostrę Ulę; wyprowadzili się oni później na ulicę Dworcową; przez lęborczan zostali zapamiętani, bowiem część rodziny zatruła się śmiertelnie grzybami; po nich zamieszkała to mieszkanie rodzina Kaszyckich – on maszynista kolejowy, mięli z żoną dwoje dzieci – syna i cór­kę;

- mieszkanie nr 5 zajmowała pani Wójtowa z córkami Anką, Zosią, Teresą i prawdopodobnie Jadzią;

- w mieszkaniu nr 6 mieszkali Kozyrowie- ojciec Witold pracował w zakładach grzewnych, żona Irena była gospodynią domową; mięli trzech synów Janusza, Zbyszka i Waldka

 

b) klatka nr 7

na parterze:

- mieszkanie nr 1 zajmowali kolejno maszynista kolejowy Myszk z żoną oraz pani Kowerkowa z synem Henrykiem i córką Krysią;

- w mieszkaniu nr 2 mieszkał kolejarz Kapusta;

- w mieszkaniu nr 3 mieszkał pan Adamski (dyżurny ruchu na stacji w Lęborku) z żoną, córką Krystyną i synem Adamem;

 

na pierwszym piętrze:

- mieszkanie nr 4 zajmowali państwo Zujkowie z córką Adelą i synem Jankiem;;

- w mieszkaniu nr 5 mieszkała pani Duda z córką Krysią;

- mieszkanie nr 6 zajmowali państwo Tochowicze (kolejarz i gospodyni domo­wa) z córkami Dzidką, Marylą, Hanką i synem Lechem.

 

c) klatka nr 8

na parterze:

- w mieszkaniu nr 1 mieszkał Trepler Gerard z matką – autochtoni; po nich pań­stwo Gajdziel z synem i dwoma córkami

- mieszkanie nr 2 zajmował stolarz Gruźlewski z żoną (zrobił dla mojego brata małe krzesełko)

- w mieszkaniu nr 3 mieszkał Pan Gorący z żoną i synem Henrykiem, którego pamiętam jako junaka SP (służba Polsce), a potem kierowcę straży pożarnej (jeździł angielskim Bedfordem) i pogotowia ratunkowego (jeździł sanitarką Skoda)

 

 na pierwszym piętrze:

- mieszkanie nr 4 zajmował maszynista kolejowy Sobiepanek (jeździł ‘paulinką’ do Choczewa); po nim rodzina Sierodzkich (kolejarz z żoną i córkami Gienią i Bogusią)

- w mieszkaniu nr 5 mieszkał kilka lat ode mnie starszy Erwin z mamą

- mieszkanie nr 6 zajmowała babcia Jeszkowa (autochtonka), która po wyjeździe pani Trepler opiekowała się Gerardem; pracowała u ogrodnika Leona Krupy przy ulicy Krzywoustego; Gerard wyjechał do Niemiec w latach 70-tych, pra­cował w zakładach torfowych w Krakulicach

 

d) klatka nr 9

 na parterze:

- mieszkanie nr 1 zajmował Pan Erwin Karwot z żoną Agnieszką i córkami Hali­ną (nauczycielką) i Krysią (lekarzem) oraz babcią (mamą Pani Agnieszki) Ma­rianną Kobryń; rodzina pochodziła z Wielkopolski;

- w lokalu nr 2 mieszkała pani Franciszka Klein (autochtonka) z synami Lol­kiem i Dzidkiem (Marcinem Dieterem); Lolek utopił się w Zatoce Puckiej a Dzidek został górnikiem i pracował w kopalni na Śląsku; Pani Franciszka była doskonałą gospodynią, pisała wiersze i pięknie opowiadała kaszubskie, rybac­kie baśnie (pochodziła z Osłonina), na co dzień pomagała okolicznym rodzi­nom przy tzw. ciężkich pracach domowych takich jak pranie, prasowanie, gruntowne sprzątanie…

- mieszkanie nr 3 zajmowali Kowalczykowie z córkami Ewą i Lusią, pan Ko­walczyk był zdemobilizowanym żołnierzem.

 

 na pierwszym piętrze:

- w mieszkaniu nr 4 mieszkał kolejarz pan Marcin Konieczny z żoną i synem Je­rzykiem; przez pewien czas mieszkali z nimi dwaj bracia Edek i Heniek, którzy byli chyba krewnymi pani Konecznej; po latach Edek ożenił się z Ewą Kowal­czykówną spod 3

- mieszkanie nr 5 zajmowała wysoka, siwiejąca pani Korzeniowska

 - w mieszkaniu nr 6 mieszkał Adam Zdrojewski z żoną Anną (wołał ją Andzia)

 

e) klatka nr 10:

na parterze:

- mieszkanie nr 1 zajmował kolejarz (stolarz) Wegner z żoną, synem Gerardem i córką Renią; mieszkała też z nimi młodsza siostra pani Wegnerowej; mieli szczęście, bo wygrali w grę Jantar tyle pieniędzy, że wybudowali dom w Lę­borku (...); syn Gerard był fryzjerem a córka Renata nauczycielką

- w mieszkaniu nr 2 żył kolejarz Doniec z żoną i córką Dorotą

- mieszkanie nr 3 należało do rodziny Ponczek; on kowal pracował w ZNMR na ulicy Gdańskiej, ona gospodyni domowa i syn Edward, który przez wiele lat pracował jako portier w lęborskim szpitalu i jest on zapamiętałym kibicem Po­goni Lębork

 

 

 na pierwszym piętrze:

- w mieszkaniu nr 4 mieszkał pan Biernacik z żoną Heleną i dwoma córkami Bożeną i Mariolą; po nich zamieszkał kierowca MZK Lębork Gonera z żoną, córką i synem;

- środkowy lokar, nr 5 zajmowała starsza, samotna pani Bonin;

- pod nr 6 zamieszkiwali Nowakowie- pan Feliks rewident kolejowy z żoną Ja­niną, córką Barbarą, synem Mieczysławem i młodszą córką Jagodą (Jadwigą); Barbara obecnie mieszka w Koszalinie a Mieczysław i Jagoda w Słupsku

 

Przechodzimy teraz na prawą stronę ulicy i jakoby wracając zatrzymujemy się przy budynku nr 12. Budynek nr 12 to piętrowa kamienica gdzie:

- na parterze na prawo od wejścia, jest duże mieszkanie zamieszkałe początko­wo przez rodzinę Sulików. Byli to warszawiacy. Pan Sulik był piekarzem, któ­ry przejął piekarnię wraz ze sklepem od nieznanego mi niemieckiego właści­ciela. Państwo Sulikowie mieli córkę Marię, której zazdrościliśmy fantastycz­nych łyżew tzw. śniegówek, na których jeździła na naszej ulicy. Piekarnia nale­żała do Sulików do momentu upaństwowienia, prawdopodobnie w roku 1948. Została przejęta przez PSS „Społem” i piekła pieczywo dla ludności cywilnej oraz wojska. Do dzisiaj wspominamy z bratem smak wojskowego chleba tzw. „komisniaka”, który czasami udawało się nam wycyganić od piekarzy. Po nich mieszkanie zajmowała rodzina Spechtów. Pan Stefan, elektryk, z żoną Joanną oraz z dziećmi Zbyszkiem, Tadeuszem, Bogusią, Krzyśkiem, Wiesławą i Mary­lą. Zbyszek i Tadeusz zostali zawodowymi oficerami WP, a Bogusia była księgową.

Na pierwszym piętrze, nad Sulikami (potem Spechtami) mieszkali państwo Osińkowscy. Pan Feliks był buchalterem w Roszarni Lnu, a żona - pani Irena pracow­nikiem biurowym. Razem z nimi mieszkała babcia, prawdopodobnie mama pani Ire­ny. W rodzinie było też dwóch synów Jacek i Marek. Nad piekarnią (sklepem i zakła­dem) mieszkała pani Wójcikowa z córkami Basią i Bożeną oraz babcia Kowalska (prawdopodobnie mama pani Wójcik). Babcia Kowalska, pamiętam, że uprawiała ogródek i obsługiwała duży, skrzyniowy magiel, który mieścił się w budynku gospo­darczym będącym także magazynem mąki i innych akcesoriów piekarniczych. Na pierwszym piętrze, ale z wejściem od podwórka jest niewielkie mieszkanie (jednopo­kojowe), w którym początkowo mieszkali terminatorzy (uczniowie) z piekarni, a po przejęciu zakładu przez PSS „Społem” zamieszkał w nim malarz pokojowy Sikora.

Budynek nr 13 to także piętrowa kamienica zbudowana ponoć około 1936 roku przez ówczesnego grabarza lęborskiego Reszke. W mieszkaniu nr 1, na parterze mieszkali:

- państwo Przybyłowie. Pan Stefan był energetykiem, miał żonę i córkę Irenę. Pamiętam, że przeniesieni zostali do elektrowni w Straszynie koło Gdańska. Po nich zamieszkała rodzina Czapiewskich. Pan Paweł z Dziemian był kierowcą w GS-ie. Jego żona Hildegarda zajmowała się domem. Mieli trzy córki: Astrid, Irenę i Barbarę oraz syna Krzysztofa. Pamiętam  opowiadania pana Pawła i jego  fo­tografe: jako żołnierz Armii Andersa (kierowca ciężarówki) woził amunicję w bitwie pod Monte Cassino.

W lokalu nr 2 w latach 1946/1957 mieszkała pani Breitreiter z synem Karolem (Niemcy), który był trochę starszy i bawił się ze mną. My jako tzw. repatrianci w ra­mach planu Marschalla otrzymywaliśmy z PUR-u paczki od „cioci Unry”. Mama dzieliła się ich zawartością z matką Karola i Panem Gelmanem z mieszkania strycho­wego. Wyjeżdżając do Niemiec w podzięce za pomoc, mama Karola podarowała nam wiszące lustro, a Karol dał mi swoje zabawki tj. konika na patyku i szabelkę. Kolej­nymi lokatorami lokalu byli: państwo Sternau z córką, pan Lewiński z żoną Marią oraz państwo Ambrożkowie z synami Bogusiem i Mirkiem. Ojciec pan Henryk był diagnostą samochodowym w LOK-u przy strzelnicy w Parku Chrobrego.

Na pierwszym piętrze, w lokalu nr 3 mieszkali kolejno pan Karol Laube- tapi­cer z panią Czesławą Pliszką. Pan Karol oprócz tego, że był doskonałym fachowcem, miał świetny głos i przy robocie, na podwórku i w komórce, śpiewał znane arie ope­retkowe i operowe. Pamiętam jak śpiewał arię „Śmiej się pajacu...” z opery Ruggera Leoncavalla. Po wyprowadzeniu się ich do Gdyni mieszkanie zajęła rodzina Kuśnie­rzów. Pan Zygmunt z żoną i córkami Lidką i Haliną. Kolejnymi mieszkańcami byli Balcerakowie. Państwo Zygmunt (milicjant) i Marianna (gospodyni domowa) mieli trzy córki Halinę, Elżbietę i Ewę oraz syna Bogdana.

Mieszkanie nr 4 na pierwszym piętrze, początkowo zajmował niejaki Paczkowski lub Paczkoski, który właściwie w nim nie mieszkał. Lokal był bowiem magazynem me­bli, sprzętów, pianin itp. O takich ludziach mówiono „szabrownicy”. Kiedy z dnia na dzień zniknął z całą zawartością lokalu mieszkanie zajęła moja Mama, która przy po­mocy sąsiadów, a szczególnie pani Czesi Pliszkównej i innych kobiet przeniosła na­sze nieliczne sprzęty z budynku nr 6 do nr 13. Jak Ojciec wrócił z pracy, a pracował już w lęborskiej parowozowni (PKP) zastał mnie, Brata i Mamę nie pod 6 a pod 13. Miał poważne obawy, czy przyznają nam tak zajęte mieszkanie, ale stosowne urzędy przychylnie załatwiły nowy przydział i tak nasza rodzina zajmowała ten lokal do lat 80-tych.

Budynek nr 13 miał i ma obecnie mieszkanie jednopokojowe (lokal nr 5) zwane przez nas „strychowym”. Mieszkali w nim:

- tuż po wojnie, w latach 1935/1947, pan Gelman z córką. Był to piekarz, daw­ny, niemiecki właściciel piekarni z roku ulicy Kościuszki i Krzywoustego, za­jętej przez polskiego piekarza Domalika. Miał ranę postrzałową czaszki, którą fachowo zaopatrzył mu lekarz Jerzy Szulc (był lekarzem Kolejowej Służby Zdrowia) a moja Mama, często w mojej obecności, zmieniała mu opatrunki. Córka jego, nastolatka, zgwałcona przez Rosjan nie była przy zdrowych zmy­słach. Po nim, kilka lat mieszkała młodsza siostra mojego ojca – Stanisława Halina po mężu Terlikowska (mąż zawodowy oficer zginął pod Dreznem) i po­znany przez nią w Zakładzie Inwalidów Wojennych (obecna Jednostka Woj­skowa Niebieskie Berety) późniejszy mąż Janusz Lejman. Mówiło się w domu, że pochodził z Łotwy. Pięknie grał na harmonijce ustnej.

Po ich  wyprowadzce do Warszawy, mieszkanie zajęli Państwo Miszkowscy (lub podobnie, z małym synkiem, którego po oparzeniu czoła mój Ojciec ratował przy pomocy opatrun­ku przeciw-oparzeniowego dla niemieckich czołgistów. Ostatnimi, jakich pa­miętam, mieszkańcami tego lokalu byli państwo Bojarojć. Pan Franciszek z żoną i synem Andrzejem, który jako dorosły miał taksówkę bagażową chyba nr 7.

Do opisu dołączam szkice poszczególnych budynków z wpisanymi mieszkań­cami kolejnych lokali. Kolejność nazwisk obrazuje porządek zamieszkiwania w da­nym lokalu.[ dla zainteresowanych: szkice znajdują się w zasobach archiwum - red.]

 

Pisząc te wspomnienia oprócz własnej, zawodnej pamięci korzystałem z pomo­cy moich koleżanek i kolegów z ulicy, którym za pomoc serdecznie dziękuję.

Kochani – nic bez Was o Was!

 Byli to:

Mój Brat Henryk Budkowski,

Halina Kozyr (z domu Balcerak),

Halina Specht (z domu Karwot),

Barbara Czapiewska,

Tadeusz Specht,

Mieczysław Nowak,

Edward Ponczek,

Rafał Jaworski.

 

                                                                                                                 Napisał Wiesław Budkowski 

                                                                                                                 z 13, mieszkania 4, ul. Aliantów

 

P.S.

Czytelników, członków rodzin dawnych mieszkańców naszej ulicy, których imiona lub nazwiska przekręciłem serdecznie przepraszam. Pamięć jest jednak zawodna. Proszę także o ewentualne uwagi pod telefonem 603 078 018

W.B

 

 

 

 

Z tamtych czasów zachowały się tylko te fotografie